RZECZYWISTY

Ryzyko kryzysu w strefie euro rośnie w związku z wynikami wyborów we Francji

Rośnie ryzyko pojawienia się nowego kryzysu w obszarze wspólnej waluty, podobnego do tego, który miał miejsce ponad dekadę temu. Jednak warunki do jego pojawienia się jeszcze nie dojrzały.

Jak wynika z publikacji, obecnie główną obawą jest to, że Francja, gdzie w pierwszej turze przedterminowych wyborów parlamentarnych wygrywa skrajnie prawicowa partia Zjednoczenie Narodowe, może znaleźć się w okresie niestabilności politycznej i ekstrawagancji finansowej. Może to doprowadzić do gwałtownego wzrostu rentowności francuskich obligacji skarbowych.

W rezultacie mogą ucierpieć inne silnie zadłużone kraje strefy euro, zwłaszcza Włochy. Wspólna waluta będzie wówczas na skraju załamania. Francja i Włochy to znacznie większe gospodarki niż Grecja i inne kraje strefy euro, które znajdowały się w centrum ostatniego kryzysu.

Jednak taki scenariusz nie wydaje się nieunikniony, gdyż prawicowy kandydat na premiera Jordan Bardella łagodzi obietnice finansowe swojej partii. „Unia Narodowa” liczy na wygranie wyborów prezydenckich we Francji w 2027 roku, a podważanie zaufania do siebie poprzez wywoływanie kryzysu finansowego byłoby bezsensowne.

Inwestorzy nie są zbytnio zmartwieni. Od czasu ogłoszenia wyborów przez prezydenta Emmanuela Macrona różnica między rentownością 10-letnich obligacji skarbowych Francji i Niemiec wzrosła z 49 do 85 punktów bazowych. Reakcja we Włoszech była ograniczona, a spread rentowności obligacji w stosunku do obligacji niemieckich wzrósł do 162 punktów bazowych ze 133 punktów bazowych. W 2011 r., gdy premierem był Silvio Berlusconi, różnica osiągnęła 560 punktów bazowych.

Niepokojące są jednak średnioterminowe perspektywy wspólnej waluty. Duże zadłużenie, pilne potrzeby wydatkowe i niski wzrost gospodarczy w wielu krajach w czasach rosnącego nacjonalizmu i konfliktu geopolitycznego stwarzają wyzwania.

Strefa euro dysponuje zabezpieczeniami na wypadek kryzysu finansowego. Jeśli spready rentowności obligacji danego kraju gwałtownie się poszerzą, Europejski Bank Centralny może wkroczyć i wykupić jego dług. Narzędzie ochrony skrzyni biegów (TPI) ma na celu „przeciwdziałanie nieuzasadnionej, nieregularnej dynamice rynku”.

Bank centralny jest znacznie lepiej przygotowany do interwencji niż na początku ostatniego kryzysu euro. I dopiero po tym, jak Mario Draghi został jego prezesem i obiecał w 2012 r., że zrobi „wszystko, co konieczne”, EBC opracował narzędzie do walki z chaosem na rynku.

EBC twierdzi, że przyjdzie z pomocą tylko wtedy, gdy kraj wdroży „zdrową i zrównoważoną politykę budżetową i makroekonomiczną”. Zalegający z płatnościami rząd mógłby zatem zostać sam na sam z inwestorami dłużnymi, jak miało to miejsce w przypadku Grecji przed przyjęciem odpowiedzialnego programu fiskalnego w 2015 r.

Jedną z różnic między dzisiejszą sytuacją a kryzysem euro jest to, że stopy procentowe są obecnie wyższe. Dlatego obsługa długu publicznego jest droższa.

Według Międzynarodowego Funduszu Walutowego w zeszłym roku zadłużenie Włoch wyniosło 137% dochodu narodowego, podczas gdy zadłużenie Francji wyniosło 111%. Tymczasem deficyt budżetowy obu krajów wyniósł odpowiednio 7,2% i 5,5% PKB.

Komisja Europejska stwierdziła w zeszłym miesiącu, że oba kraje – wraz z siedmioma innymi krajami, które używają euro i trzema, które go nie używają – borykają się z nadmiernym deficytem. W nadchodzących miesiącach będzie starała się nakłonić każde z nich do obniżenia wskaźnika zadłużenia w ramach unijnej procedury nadmiernego deficytu. Być może Francja i Włochy będą musiały zaostrzyć politykę fiskalną odpowiednio o 0,5% i 0,6% PKB, jeśli będą miały maksymalnie siedem lat na dostosowanie.

Politycy będą niechętni do cięć wydatków rządowych i podnoszenia podatków, gdyż osłabiłoby to ich popularność i spowolniłoby wzrost gospodarczy. Mogą jednak negocjować porozumienie z Komisją Europejską. Jeśli tak się stanie, rynki powinny na razie zachować spokój.

Problem w tym, że obecnie przewiduje się, że wskaźniki zadłużenia będą nadal rosły i według prognoz MFW do 2029 r. osiągną 145% PKB we Włoszech i 115% we Francji. Zatem wskaźniki zadłużenia pozostaną wysokie nawet po pewnej optymalizacji fiskalnej.

Trudno będzie także powstrzymać deficyt. W nadchodzących latach wszystkie rządy europejskie będą musiały wydać więcej pieniędzy na obronę, walkę ze zmianami klimatycznymi i starzenie się społeczeństwa.

Kraje strefy euro nie będą mogły tak po prostu wyrosnąć ze swoich długów. Według MFW francuska gospodarka będzie rosła średnio o zaledwie 1,3% w ciągu najbliższych sześciu lat, podczas gdy włoska będzie w stanie rosnąć jedynie o 0,6%.

Ich zadanie stanie się jeszcze trudniejsze w przypadku pogorszenia się sytuacji geopolitycznej. Pełzająca zimna wojna między Chinami a Stanami Zjednoczonymi i wynikająca z niej fragmentacja światowego systemu handlu już hamują światową gospodarkę. Jeśli Donald Trump wróci do Białego Domu i wywiąże się ze swoich obietnic dotyczących nałożenia ceł, wzrost gospodarczy odniesie kolejny cios.

UE mogłaby przeciwstawić się niektórym z tych sił, gdyby mogła zwiększyć produktywność i inwestycje. Mogłoby to wzmocnić jednolity rynek, który obecnie nie obejmuje energii, rynków kapitałowych i komunikacji cyfrowej. Mogłaby przyjąć ukierunkowaną ogólnounijną politykę przemysłową finansowaną z budżetu centralnego, aby dotrzymać kroku Chinom i Stanom Zjednoczonym, które korzystają z dotacji, aby wspierać swoje przedsiębiorstwa.

Draghi wkrótce opracuje projekt w tym kierunku. Problem w tym, że tej polityce potrzeba więcej jedności. Politycy nacjonalistyczni, których w całej UE rośnie liczba, nie będą chcieli ich zaakceptować. Tym samym strefa euro wydaje się skazana na spowolnienie wzrostu i wysokie zadłużenie.

NIE PRZEGAP

CIEKAWE MATERIAŁY NA TEMAT