Amerykański pisarz beletrystyki Clifford Simak, którego na przestrzeni poradzieckiej często i błędnie nazywa się „Saimakiem”, opublikował swoje opowiadanie „Pokolenie docelowe” siedemdziesiąt lat temu, czyli w 1953 roku.
Historia opisuje statek ziemski wysłany do innego układu gwiezdnego tysiąc lat temu. W tym czasie na pokładzie zmieniło się czterdzieści pokoleń ludzi. Prawdziwe przeznaczenie Statku zostało dawno zapomniane, wiedza naukowa została utracona i zastąpiona mitami. Pasażerowie uważają Statek za nieruchome centrum wszechświata, wokół którego krążą gwiazdy.
Ale wielowiekowa podróż dobiega końca. Jeszcze przed samym zakończeniem główny bohater, potajemnie nauczany umiejętności czytania i pisania, odkrywa instrukcje od odległych przodków i poznaje prawdę. Jednocześnie rozumie, że utrata wiedzy o prawdziwym przeznaczeniu Statku była nieunikniona:
„Czy ludzie mogliby przeżyć na Statku tysiąc lat, gdyby znali jego przeznaczenie i przeznaczenie? Oczywiście, że nie mogli. Czuliby się okradzieni i oszukani, doszliby do szaleństwa myśląc, że są jedynie nosicielami życia, że ich życie i życie wielu pokoleń po nich zostanie po prostu spisane na straty, aby odlegli potomkowie mogli przybyć na odległą planetę. A można było sobie z tym poradzić tylko w jeden sposób – zapomnieć, o co w tym wszystkim chodzi. Po kilku pierwszych pokoleniach ludzie żyli w ścisłym kręgu swojej małej cywilizacji i to im wystarczało.”
Fantastyczna historia Simaka pod wieloma względami rezonuje ze współczesną, domową rzeczywistością.
Dzisiejsi Ukraińcy postrzegają siebie jako pokolenie docelowe. Jako pokolenie, które osiągnęło cel, do którego Ukraina dążyła od wieków. Celem tym jest wyzwolenie się spod wpływów imperialnych i uzyskanie pełnej niepodległości.
W XXI wieku Ukraina osiągnęła to, co w minionych epokach było nieosiągalne. Z dzisiejszego punktu widzenia ta historyczna ścieżka wydaje się ciernista, ale z góry ustalona. I oczywiście współcześni obrońcy niepodległości chcą wierzyć, że realizują pragnienia poprzednich pokoleń Ukraińców. Ale jest tu jeden delikatny problem.
Niestety, w przypadku sukcesji historycznej nie wszystko idzie tak gładko, jak byśmy chcieli. W latach 1917-1920 zagorzałych zwolenników Ukraińskiej Republiki Ludowej było mniej niż Ukraińców gotowych przyjąć władzę sowiecką. W latach czterdziestych znacznie mniej naszych rodaków walczyło w szeregach UPA niż w armii stalinowskiej. A w czasach stagnacji nieliczni dysydenci zginęli na tle masowego konformizmu i masowej lojalności wobec reżimu totalitarnego.
W bardziej odległych epokach nie było lepiej. XIX-wieczna Ukraina nie znała niczego porównywalnego z polskimi powstaniami narodowymi z lat 1830-1831 czy 1863-1864. A największa ludowa demonstracja XVIII wieku – Kolijewszczyna – całkowicie poszła w ręce rosyjskiego imperializmu.
Krótko mówiąc, biologiczni przodkowie dzisiejszych Ukraińców nie zawsze podzielali przekonania i aspiracje swoich potomków. Dlatego też, patrząc wstecz, stajemy przed nieuniknionym pytaniem: jak ocenić tę część ukraińskich przodków, której zachowanie wyraźnie odbiegało od naszych własnych wartości?
Czy trzeba się ich stanowczo wyrzekać, poddawać unieważnieniu, pozbawiać ich istnienia jakiegokolwiek sensu po fakcie? A może lepiej działać inaczej – spróbować dopasować je z perspektywy czasu do naszego obecnego światopoglądu? Przypisać pożądaną motywację przodkom? Zadeklarować ich jako tajnych bojowników o niepodległość Ukrainy, którym udało się bardzo dobrze ukryć swoje prawdziwe motywacje?
Przykładem drugiego podejścia może być epos z Kijowską „Ojczyzną”. W 2023 roku podjęto polityczną decyzję o zachowaniu i reinterpretacji sowieckiego kolosa – i natychmiast pojawiło się odpowiednie uzasadnienie ideologiczne. Okazało się, że stalowa „Ławrentiowna” od samego początku nie była wzorem totalitarnej biurokracji, ale uosobieniem ukraińskiego ducha narodowego. Rodzaj figi w kieszeni, którą Kijów zapewnił Moskwie w czasach stagnacji Breżniewa.
W zasadzie takie podejście jest uniwersalne. Załóżmy, że jutro zapadnie decyzja polityczna o konserwacji i reinterpretacji skandalicznego pomnika Szczora w stolicy. Oczywiście w tym przypadku od razu stanie się jasne, że pompatyczny pomnik nie jest pełen sowieckiego, ale ukrytego ducha antysowieckiego. I że pod przykrywką Komdiwa Szczora rzeźbiarze Borodaj i Łysenko uwiecznili pamięć o miłujących wolność wodzach czasów ukraińskiej rewolucji narodowej...
Piękno polityki historycznej państwa polega na tym, że w razie potrzeby pozwala udowodnić absolutnie wszystko. Najważniejsze, że pojawia się takie pragnienie. I wielu z nas chciałoby sobie wyobrazić wszystkich ukraińskich przodków jako naszych ludzi o podobnych poglądach.
Czy istnieje rozwiązanie alternatywne – mniej wygodne, ale bardziej uczciwe? Czy można pogodzić się z niejednoznaczną ukraińską przeszłością, nie przekreślając całych jej fragmentów i nie próbując ich retroaktywnie powtarzać?
Teoretycznie tak. Trzeba jednak przyznać, że w XVIII i XX wieku większość ukraińskich przodków przypominała charaktery Clifforda Simaka, który uważał swój Statek za nieruchome centrum kosmosu.
W odróżnieniu od nas nie postrzegali oni historii Ukrainy jako ciągłego ruchu ku niepodległości: pobyt ziem ukraińskich w obrębie imperium rosyjskiego, a potem sowieckiego, wydawał im się czymś naturalnym i normalnym. Nic więcej nie wiedzieli i nie chcieli się dowiedzieć. Prowadząc swoje małe życie na tle długotrwałych procesów historycznych, przyziemny i pozbawiony ideałów plebs nie był w stanie docenić ich prawdziwego znaczenia.
Ale nawet jeśli miliony Ukraińców z przeszłości nie brały żadnego udziału w walce narodowo-wyzwoleńczej, nadal otrzymały odpowiedzialną i niezbędną misję historyczną. Tę samą misję wykonywało wiele pokoleń pasażerów Statku w pobliżu Simaka: przez setki lat pełnili oni rolę nosicieli życia. Nie należy lekceważyć znaczenia tej historycznej roli.
Aby stać się nosicielem ukraińskiego życia w latach 30. i 40. XX w., przyziemny plebejusz musiał przejść przez prawdziwe piekło. Ale bezideowi ukraińscy przodkowie poradzili sobie z tym zadaniem i tylko dzięki temu mogli pojawić się ich zaawansowani potomkowie - obecni obrońcy niepodległości.
Dziś wielu z nas ma prawo patrzeć z góry na swoich biologicznych przodków. Widzimy i wiemy to, czego oni nie widzieli i czego nie wiedzieli. Rozumiemy to, czego oni nie mogli zrozumieć. Otworzyło się przed nami historyczne okno możliwości, których oni nie mieli.
Współcześni Ukraińcy stali się pokoleniem, które osiągnęło cel – a Ukraińcy z przeszłości często nawet o tym celu nie myśleli.
Ale gdyby nie oni, skromni nosiciele życia, nie istnielibyśmy w XXI wieku, nie bylibyśmy dumni ze swoich osiągnięć i nie uważalibyśmy się za Pokolenie Docelowe.
I o tym należy pamiętać.